<<Wróć do listy artykułów

Poznań, 3go listopada 2023

Jak przestać się martwić – skuteczne sposoby na wyciszenie i odzyskanie spokoju

Nieustanne martwienie się o przyszłość, zdrowie, finanse czy relacje to problem, który dotyka wielu z nas. Niekiedy staje się tak uciążliwe, że odbiera radość z codziennych czynności, zaburza sen i prowadzi do ciągłego napięcia. Choć stres i niepokój bywają naturalną reakcją na trudne sytuacje, w dzisiejszym świecie często przybierają formę nadmierną i przewlekłą. W nurcie systemowym, w którym pracuję jako psycholog, patrzymy na człowieka w kontekście jego relacji rodzinnych i społecznych, a także wewnętrznych schematów myślenia. To właśnie one sprawiają, że niektórym z nas przychodzi martwić się bardziej niż innym. Jeżeli czujesz, że nieustanne obawy zaczynają przejmować kontrolę nad Twoim życiem, to znak, że warto przyjrzeć się bliżej swoim przekonaniom i nawykom emocjonalnym. W tym artykule omówimy, skąd bierze się skłonność do zamartwiania się, jak ją rozpoznać oraz w jaki sposób zacząć skutecznie zmieniać swój sposób reagowania na stres. Przyjrzymy się także najważniejszym technikom psychologicznym i wskazówkom praktycznym, które pozwolą Ci odzyskać spokój i cieszyć się życiem bez ciągłego lęku o to, co może się przytrafić. Zapraszam do lektury – mam nadzieję, że ten poradnik okaże się dla Ciebie pomocny, niezależnie od tego, czy Twoje zmartwienia dotyczą dużych życiowych wyzwań, czy drobnych spraw. Pamiętaj, że w wielu przypadkach wprowadzenie kilku prostych zmian w codziennej rutynie lub sposobie myślenia przynosi realną ulgę i poprawę samopoczucia.

1. Skąd bierze się nadmierne martwienie się – źródła i mechanizmy

Każdy z nas doświadcza lęku i niepokoju w obliczu niepewnej przyszłości czy wyzwań dnia codziennego. Jednak gdy poziom tych emocji rośnie i staje się dominujący, możemy mówić o nadmiernym martwieniu się. Z psychologicznego punktu widzenia oznacza to, że w obliczu potencjalnych trudności lub problemów uruchamiamy ciąg niekończących się wątpliwości i negatywnych scenariuszy. Taki stan bywa wyniszczający i często nieproporcjonalny do realnego zagrożenia. Dlaczego tak się dzieje? W nurcie systemowym patrzymy na wiele czynników. Po pierwsze, wzorce rodzinne. Jeśli w domu rodzinnym ktoś z rodziców miał skłonność do zamartwiania się, to dziecko, obserwując taką postawę, może w dorosłości powielać podobne schematy myślenia. Po drugie, wpływ ma także osobowość. Niektóre typy – np. osoby z cechami neurotyzmu czy perfekcjonizmu – mają tendencję do analizowania w nieskończoność różnych wariantów przyszłych wydarzeń. Trzecim kluczowym elementem jest aktualna sytuacja życiowa, np. wysoki stres w pracy, konflikty rodzinne czy trudności finansowe. W takich warunkach łatwo o przejście w stan ciągłego czuwania na wypadek najgorszego scenariusza. Z punktu widzenia ewolucyjnego, nasz mózg jest zaprogramowany, by zwracać uwagę na sygnały potencjalnego niebezpieczeństwa. Zamartwianie się mogło kiedyś pełnić funkcję ochronną, pozwalając przewidzieć zagrożenia i przygotować się na nie. Niestety w dzisiejszym, dynamicznym świecie, gdzie informacji i wyzwań jest ogromnie dużo, nasz organizm często reaguje nadmiernie. Zamiast krótkotrwałego stresu „walcz lub uciekaj”, mamy permanentne napięcie i ciąg myśli o tym, co może się nie udać. Nadmierne martwienie się przynosi wiele nieprzyjemnych konsekwencji. Po pierwsze, rozprasza naszą uwagę od spraw bieżących – trudniej jest w pełni zaangażować się w pracę czy relacje, bo głowa jest cały czas zajęta analizowaniem czarnych scenariuszy. Po drugie, powoduje przewlekłe zmęczenie, zarówno fizyczne, jak i psychiczne, prowadząc do kłopotów ze snem czy obniżonego nastroju. Po trzecie, może izolować nas społecznie, bo w obawie przed krytyką czy porażką unikamy sytuacji, które mogą być potencjalnie stresujące. W ten sposób nie tylko nie rozwiązujemy realnych problemów, ale także pomijamy okazje do rozwoju i radości. W nurcie systemowym często zadajemy pytanie: Jaką funkcję pełni martwienie się w życiu tej osoby? Zdarza się, że poprzez nieustanne zamartwianie staramy się zyskać kontrolę – wydaje nam się, że ciągłe roztrząsanie problemów sprawi, że uda się nad nimi zapanować. Ale w praktyce bywa odwrotnie – lęk przed tym, co nieznane, wciąż rośnie, bo im dłużej siedzimy w głowie z negatywnymi myślami, tym bardziej zaczynają one wydawać się prawdopodobne. Zrozumienie tego mechanizmu to pierwszy krok do zmiany.

Kiedy troska staje się destrukcyjnym zamartwianiem?

Trzeba zaznaczyć, że troska o sprawy codzienne czy ludzi, których kochamy, jest czymś zupełnie naturalnym i zdrowym. Martwienie się nabiera jednak destrukcyjnego charakteru w chwili, gdy zaczyna dominować nasze myśli i prowadzić do znaczących trudności w codziennym funkcjonowaniu. Przykładowo, jeśli przez większość dnia jesteśmy skoncentrowani wyłącznie na tym, co może pójść nie tak, przestajemy czerpać przyjemność z teraźniejszych chwil. Zamiast podjąć działanie, wpadamy w pułapkę ciągłego roztrząsania: „Co się stanie, jeśli…?”, „Czy poradzę sobie, gdy…?”. Ważnym sygnałem ostrzegawczym może być fizyczne odczuwanie skutków lęku. Kołatanie serca, napięte mięśnie, kłopoty trawienne i chroniczne zmęczenie to częste objawy, które pojawiają się przy nadmiernym zamartwianiu się. Kolejny sygnał to niemożność znalezienia ukojenia – nawet gdy ktoś próbuje nas zapewnić, że sytuacja nie jest tak zła, my wciąż wynajdujemy nowe powody do niepokoju lub kolejnych wątpliwości. Zwykła troska pozwala nam zadawać sobie konstruktywne pytania i podejmować racjonalne kroki, aby rozwiązać problem. Z kolei destrukcyjne martwienie się często blokuje działanie – bojąc się porażki, odkładamy zadania, a lęk dalej rośnie. W tym kontekście kluczowa jest refleksja, czy nasze myślenie prowadzi do konkretnych rozwiązań, czy raczej do błędnego koła ruminacji i ciągłego „kręcenia się” w negatywnych emocjach. Uświadomienie sobie tej różnicy daje nadzieję, że można przejść z trybu zamartwiania do trybu proaktywnego radzenia sobie z wyzwaniami.

2. Konsekwencje nieustannego lęku – wpływ zamartwiania na zdrowie i relacje

Skutki permanentnego zamartwiania się nie ograniczają się do sfery psychicznej. Gdy nasz organizm jest w ciągłej gotowości do reagowania na „zagrożenie”, zaczyna funkcjonować w trybie wzmożonego stresu. To oznacza m.in. nieustanną produkcję kortyzolu, hormonu stresu, który w nadmiarze obniża odporność, podnosi ciśnienie krwi i wpływa negatywnie na układ pokarmowy. Nie bez powodu wiele osób zmagających się z przewlekłym lękiem skarży się na bóle głowy, dolegliwości żołądkowo-jelitowe czy kłopoty ze snem. W nurcie systemowym podkreślamy również, że martwienie się rzutuje na relacje rodzinne i społeczne. Nieustannie wycofujemy się z towarzyskich spotkań (bo boimy się, że coś pójdzie nie tak), a w rodzinie zamykamy się w czarnych scenariuszach, zamiast szukać wsparcia. Czasem przeciwnie – staramy się „uładzić” rzeczywistość, narzucając bliskim surowe zasady typu „musimy mieć zawsze plan B, C i D”, co rodzi napięcia i spory. Z drugiej strony, nasi najbliżsi mogą czuć się zlekceważeni lub wręcz obarczeni naszymi ciągłymi zmartwieniami. Wyobraźmy sobie rodzinę, w której jedna osoba jest mocno lękowa i bez przerwy mówi o tym, co złego może się przydarzyć. Pozostali członkowie mogą próbować ją pocieszać i uspokajać, ale z czasem stają się zmęczeni tym, że każde, nawet niewielkie wyjście z domu, urasta do rangi wielkiej wyprawy pełnej potencjalnych zagrożeń. To oczywiście rodzi frustrację, obniża jakość spędzanego razem czasu i może prowadzić do konfliktów. Ciągłe rozpamiętywanie problemów może też wpływać na naszą efektywność zawodową – trudniej nam się skupić, bo głowę pochłaniają nieustanne wątpliwości. W efekcie obniża się produktywność, a stąd już krótka droga do potęgowania się stresu i poczucia, że „nie radzę sobie w pracy”. Bliskie osoby, widząc tę spiralę, mogą próbować pomóc, ale często nie wiedzą jak. Dlatego tak ważne jest, by przy rozwiązywaniu problemu nadmiernego martwienia się zaangażować profesjonalną pomoc psychologiczną lub coaching, który pomoże zidentyfikować wzorce myślenia i wypracować nowe sposoby radzenia sobie z lękiem. W perspektywie długoterminowej, nieustanne zamartwianie się prowadzi do zmęczenia psychicznego, a czasem nawet do zaburzeń depresyjnych i lękowych. Nie jest to jednorazowe uczucie niepokoju, ale raczej trwające tygodniami czy miesiącami poczucie, że „coś złego się stanie” bądź że „nie jestem w stanie kontrolować sytuacji”. Jeżeli zauważasz, że od dłuższego czasu funkcjonujesz w takim stanie, to wyraźny sygnał do działania. Kolejne kroki mogą obejmować rozmowę z rodziną, przyjacielem, czy wreszcie konsultację z terapeutą lub psychiatrą. Szukanie pomocy jest przejawem dojrzałości i troski o siebie, a nie słabości.

Jak zamartwianie się wpływa na nasze zachowania i decyzje

Wiele osób zgłasza, że martwienie się paraliżuje ich w codziennym życiu. Zamiast podejmować decyzje i działać, wolą czekać, aż sytuacja się „sama” rozwiąże. Niektórzy wpadają w pułapkę unikania – bojąc się porażki, rezygnują z wyzwań, nawet jeśli mogą one przynieść korzyści lub satysfakcję. W ten sposób człowiek ogranicza swoje możliwości rozwoju, a z czasem zaczyna wierzyć, że jest „niewystarczająco dobry” czy „zbyt słaby”, by poradzić sobie z trudnościami. Część osób, próbując przeciwdziałać lękowi, nadmiernie kontroluje swoje otoczenie. Dążą do perfekcjonizmu, tworzą szczegółowe plany i harmonogramy, bo wierzą, że jeśli wszystko przewidzą, to unikną niebezpieczeństw. Niestety, życie często okazuje się nieprzewidywalne, a gdy plan nie wypali, rozczarowanie i frustracja rosną. W konsekwencji rodzi się jeszcze większy lęk, że „muszę przewidzieć jeszcze więcej, jeszcze bardziej się starać”, co tylko podsyca błędne koło martwienia się. Inni zaś uciekają w kompulsywne zachowania – na przykład nieustannie sprawdzają e-maile, dzwonią do bliskich, by upewnić się, że nic złego się nie stało, czy śledzą informacje na temat chorób i zagrożeń. Taki styl reagowania z jednej strony daje poczucie chwilowej ulgi („skontrolowałem, więc mam spokój”), ale z drugiej podtrzymuje lęk, bo każda nowa informacja może stać się kolejnym polem do zmartwień. Niektórzy w końcu starają się zagłuszyć lęk używkami, co nierzadko kończy się problemami z nadużywaniem alkoholu czy innych substancji. Ostatecznym efektem nadmiernego martwienia się może być poczucie utknięcia – zamiast realnie próbować rozwiązywać problemy, stoimy w miejscu z paraliżującym lękiem. W takiej sytuacji warto przyjrzeć się, jakie faktyczne decyzje podejmujemy codziennie i czy nie działamy na zasadzie „robię minimum, by nie ryzykować”. Taka postawa w dłuższej perspektywie często pogłębia niezadowolenie i wywołuje eskalację stresu. Zamiast uniknąć porażki, jeszcze bardziej narażamy się na jej skutki. Zrozumienie, jak zamartwianie się wpływa na nasze decyzje, to pierwszy krok do zmiany. W kolejnym etapie dobrze jest zadać sobie pytanie: „Czy tak naprawdę martwienie się pomaga mi w czymkolwiek, czy tylko pogarsza sytuację?” Często okazuje się, że trudności, przed którymi się wzdragamy, i tak prędzej czy później trzeba rozwiązać. A drobiazgowe analizowanie wszystkich możliwych negatywnych skutków nie tylko nie zapobiega im, ale również odbiera siły potrzebne do działania.

3. Strategie radzenia sobie – jak uwolnić się od spirali zamartwiania

Zmartwienia mogą wydawać się niepokonanym wrogiem, ale w rzeczywistości istnieje wiele sprawdzonych metod i terapii, które pozwalają złagodzić ich nadmierny wpływ na życie. W nurcie systemowym patrzymy zarówno na kontekst relacji rodzinnych, jak i na wewnętrzne mechanizmy myślenia i reagowania na stres. Czasami wystarczą drobne zmiany w codziennym trybie funkcjonowania czy sposobie komunikacji z bliskimi, by poczuć znaczącą ulgę. Przy poważniejszych trudnościach konieczne może być wsparcie psychoterapeutyczne lub krótkotrwała farmakoterapia. Kluczem do pokonania nadmiernego lęku jest połączenie pracy nad myśleniem, emocjami i zachowaniami. Współczesne podejścia terapeutyczne, takie jak terapia poznawczo-behawioralna (CBT), dostarczają skutecznych narzędzi do analizy własnych schematów i zamiany ich na bardziej konstruktywne. Przykładowo, CBT uczy, jak wyłapywać „automatyczne myśli” typu „na pewno mi się nie uda” czy „to się skończy katastrofą” i testować ich prawdziwość, szukając racjonalnych kontrargumentów. Z kolei terapia systemowa skupia się na tym, jak zachowujemy się w rodzinie czy grupie społecznej, co może wzmacniać lub osłabiać skłonność do zmartwień. Ważnym elementem w radzeniu sobie z przewlekłym niepokojem jest rozwijanie umiejętności regulacji emocji. Należą do nich m.in. techniki relaksacyjne, takie jak kontrolowane oddychanie, trening autogenny, joga czy medytacja mindfulness. Regularne praktykowanie ich pozwala obniżyć poziom kortyzolu i wyciszyć układ nerwowy, co ułatwia spojrzenie na sytuację z większym dystansem. Dla niektórych pomocne okazują się też formy aktywności fizycznej, jak bieganie, pływanie czy taniec, które doskonale redukują napięcie. Z perspektywy systemowej zwracamy też uwagę na wsparcie społeczne. Rozmowa z życzliwym przyjacielem, uczestnictwo w grupach wsparcia lub terapii grupowej może przynieść poczucie, że nie jesteśmy sami z naszymi obawami. Dzieląc się doświadczeniami, odkrywamy, że inni także mają trudności, a wymiana sposobów radzenia sobie może być niezwykle inspirująca. Często wstydzimy się przyznać do ciągłego zamartwiania, ale gdy inni dzielą się podobnymi historiami, spada poczucie osamotnienia i zwiększa się gotowość do zmian. Co ważne, w leczeniu nadmiernego lęku czy zaburzeń lękowych można korzystać z pomocy farmakologicznej. Leki uspokajające, przeciwlękowe czy antydepresyjne stosuje się zazwyczaj przez określony czas, aby ustabilizować nastrój i dać przestrzeń na psychoterapię. Ostateczna decyzja o farmakoterapii należy do lekarza psychiatry, który ocenia nasilenie objawów i ewentualne przeciwwskazania. W wielu przypadkach połączenie psychoterapii z leczeniem farmakologicznym przyspiesza proces zdrowienia, a potem pozwala stopniowo odstawić leki, kiedy pacjent nauczy się samodzielnie radzić ze stresem i zmieni swoje nawyki myślowe.

Jak przejść z trybu “martwienia się” do trybu “działania”

Jednym z kluczowych etapów wychodzenia z zamartwiania jest przekształcenie energii lęku w konkretne działanie. Martwienie się często blokuje nas, sprawiając, że zamiast coś robić, tylko myślimy o tym, co może pójść źle. Tymczasem realna ulga przychodzi zazwyczaj wraz z próbą rozwiązania problemu lub choćby przygotowaniem planu działania. Pierwszym krokiem może być zidentyfikowanie rzeczywistych obaw: czego się boimy? Czy jest to utrata pracy, konflikty w związku, czy może kwestie zdrowotne? Już samo nazwanie problemu daje pewien rodzaj kontroli – wiemy, na czym się skupić. Kolejny etap to podział problemu na mniejsze części i zastanowienie się, co możemy zrobić w każdej z nich. Nawet niewielkie postępy, takie jak wysłanie jednego e-maila, zadzwonienie w sprawie wizyty u lekarza czy sporządzenie listy priorytetów, pomagają wyjść z paraliżu wywołanego lękiem. Istotne jest też ustalenie realnych celów i terminów. Czasem nie możemy rozwiązać problemu od razu, ale możemy zaplanować kroki na kolejne dni czy tygodnie. Gdy zauważymy, że stopniowo realizujemy plan, poczucie lęku spada, bo mamy poczucie sprawczości. Jeśli mimo podjęcia działań martwienie się nie ustaje, warto przyjrzeć się, czy nie wpadliśmy w pułapkę perfekcjonizmu – czasem nadmierna chęć zrobienia wszystkiego idealnie podsyca lęk zamiast go zmniejszać. Doceńmy przy tym własny wysiłek i nagradzajmy się za każdy krok w stronę rozwiązania problemu. Zbyt często krytykujemy się za najmniejszą pomyłkę, a nie zauważamy postępów. Jeśli na przykład obawiamy się utraty pracy i w związku z tym wysyłamy nowe CV czy umawiamy się na rozmowy o pracę, to już działanie, które przekłada się na spadek stresu. Nawet jeśli nie przyniesie natychmiastowych rezultatów, świadomość, że robimy coś konstruktywnego, jest dużym wsparciem psychicznym. Można też wypróbować metodę „kontenerowania zmartwień”, polegającą na tym, że wyznaczamy w ciągu dnia konkretny czas (np. 15–20 minut) tylko na martwienie się i analizowanie negatywnych myśli. Po upływie tego czasu wracamy do codziennych czynności, a jeśli pojawiają się kolejne niepokojące myśli poza wyznaczonym „okienkiem”, staramy się je odsunąć i dopiero przywołać w następnym „czasie zmartwień”. Ta technika bywa bardzo skuteczna, bo uczy nas, że to my decydujemy, kiedy i jak długo pozwalamy sobie na negatywną ruminację. W konsekwencji myślom lękowym trudniej jest przejąć nad nami kontrolę przez cały dzień.

4. Wsparcie ze strony najbliższych – jak rodzina i przyjaciele mogą pomóc

Wiele osób, które zmagają się z nadmiernym lękiem i zamartwianiem się, nie prosi o wsparcie, obawiając się oceny czy wyśmiania. Jednak w nurcie systemowym powtarzamy, że relacje to jeden z najważniejszych zasobów, jaki mamy w walce z trudnymi emocjami. Bliscy – rodzina, partner, przyjaciele – mogą odegrać kluczową rolę, pomagając przerwać błędne koło niepokoju. Przede wszystkim warto, aby bliscy wysłuchali osoby zmagającej się z lękiem i jej nie oceniali. Krytyczne uwagi w rodzaju „Nie przesadzaj” lub „Inni mają gorzej” tylko pogłębiają poczucie niezrozumienia. Zamiast tego można zapytać: „Co cię konkretnie niepokoi?”, „Jak mogę ci pomóc w tej sytuacji?”. Takie podejście daje przestrzeń do wyrażenia swoich emocji i wspólnego zastanowienia się nad możliwymi rozwiązaniami. Czasem wystarczy okazać empatię, czyli dać znać, że rozumiemy, jak trudny jest stan ciągłego zamartwiania się. Nie chodzi o to, by potwierdzać wszystkie lęki, ale by przyznać, że człowiek ma prawo tak się czuć. Bywa, że samo podzielenie się niepokojem z kimś życzliwym przynosi pewną ulgę i pozwala racjonalnie spojrzeć na sytuację. Pomocne może być także proponowanie konkretnych działań: może wspólnie opracujemy plan budżetu, skoro martwisz się o pieniądze? Albo zorganizujemy sobotnie sprzątanie, żebyś poczuł/a, że masz kontrolę nad swoim otoczeniem? Tego typu niewielkie, praktyczne kroki potrafią zmniejszyć lęk, bo pokazują, że realne rozwiązania są w zasięgu. Oczywiście, warto uważać, by nie przejmować wszystkich obowiązków za osobę w trudności, lecz wspierać ją w samodzielnym radzeniu sobie z wyzwaniami. Jeśli zaś zauważamy, że ktoś z bliskich jest tak głęboko pogrążony w zamartwianiu, iż uniemożliwia mu to normalne funkcjonowanie (np. nie chodzi do pracy, wycofuje się z relacji), warto zasugerować kontakt z psychologiem lub psychiatrą. Wspólna wizyta lub choćby pomoc w umówieniu się na konsultację też może być cenną formą wsparcia. Często osoby lękowe odkładają takie kroki, bo boją się zderzenia z problemem, a do gabinetu docierają dopiero w stanie daleko posuniętego wyczerpania psychicznego. Z punktu widzenia terapii systemowej bywa też wskazana rodzinna sesja terapeutyczna, gdzie omawia się wzajemne oczekiwania i lęki. Otoczenie, które zrozumie mechanizmy zamartwiania, ma większe szanse na właściwą reakcję w chwilach zaostrzenia się lęku. Wspólnie można wypracować plan „awaryjny” – na przykład, że jeśli ktoś popada w zbyt negatywne myśli, reszta stara się go nakierować na jedną z wcześniej ustalonych metod wyciszania się, np. ćwiczenia oddechowe, krótki spacer czy rozmowę z zaufaną osobą.

Kiedy warto poszukać wsparcia terapeutycznego w parze lub rodzinie

Czasem zamartwianie się dotyczy nie tylko jednostki, ale i całego układu relacyjnego. Przykładem może być sytuacja, w której jeden z partnerów obsesyjnie kontroluje budżet domowy z obawy przed przyszłymi kłopotami finansowymi, a drugi czuje, że takie zachowanie jest przesadzone i prowadzi do kłótni. Wtedy indywidualna terapia może nie być wystarczająca, bo problem manifestuje się w relacji – potrzebna jest współpraca obu stron, by zrozumieć wzajemne perspektywy i znaleźć balans. Podobnie dzieje się, gdy rodzice zamartwiają się nadmiernie o bezpieczeństwo dziecka, uniemożliwiając mu zdobywanie własnych doświadczeń. Dziecko może w efekcie czuć się nadmiernie kontrolowane i buntować, co rodzi jeszcze większy stres i kolejne konflikty. W takiej sytuacji terapia rodzinna pozwala dostrzec, w jaki sposób lęk jednego członka wpływa na innych, i wspólnie opracować zasady postępowania, które dadzą dziecku przestrzeń do rozwoju, a rodzicom nieco ukojenia w obawach. Decyzja o terapii par lub rodzinnej jest wskazana zwłaszcza wtedy, gdy widzimy, że ciągłe obawy jednej osoby destabilizują życie całej rodziny, a próby zwykłych rozmów nie przynoszą poprawy. Terapeuta systemowy może pomóc zrozumieć, co wywołuje lęk, w jaki sposób wzmacnia się on w interakcjach między domownikami i jak krok po kroku wprowadzić zdrowe nawyki komunikacyjne. Czasem okazuje się, że inni członkowie rodziny również mają swoje niewyrażone lęki czy pretensje, które wchodzą w reakcję z zamartwianiem się danej osoby. Wspólna praca nad tymi warstwami pomaga lepiej się poznać i bardziej wspierać w życiu codziennym. Dobrą wskazówką może być rosnący poziom konfliktów i poczucie braku zrozumienia w rodzinie lub w parze. Jeżeli w rozmowach zaczynają dominować wyrzuty typu „Bo ty zawsze panikujesz!” albo „Bo to przez ciebie nie mogę normalnie żyć!”, to znak, że potrzebne jest profesjonalne wsparcie. W nurcie systemowym uwzględniamy perspektywę każdego z członków rodziny i pomagamy przeformułować oskarżenia w konstruktywny dialog: „Czego potrzebujesz, gdy zaczynasz się martwić?” oraz „Jak możemy wspólnie poradzić sobie z waszymi obawami?”. Taki proces działa na rzecz odbudowy zaufania i daje szansę na wzajemną akceptację i wsparcie.

5. Wskazówki praktyczne – jak przestać się martwić i zadbać o spokój na co dzień

Skoro dotarłeś do końca artykułu, prawdopodobnie szukasz konkretnych wskazówek, które pomogą Ci rozbroić nadmiar obaw i zacząć cieszyć się życiem bez paraliżującego lęku. Poniżej znajdziesz kilka praktycznych pomysłów, z których możesz skorzystać już dziś. Pamiętaj, że każda zmiana wymaga czasu i konsekwencji – nie oczekuj, że wszystkie zmartwienia znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wdrażaj wskazówki stopniowo, obserwując, co działa najlepiej w Twoim przypadku. W razie potrzeby, nie wahaj się sięgnąć po pomoc psychologiczną – nierzadko to najkrótsza droga do trwałego ukojenia.

Wskazówki praktyczne

  • Codzienny „czas na zmartwienia” – wyznacz w ciągu dnia 15–20 minut, podczas których pozwalasz sobie na analizę problemów i lęków. Po tym czasie wracasz do obowiązków, odkładając zamartwianie się do następnej „sesji”.
  • Ćwiczenia relaksacyjne – przynajmniej raz dziennie poświęć kilka minut na oddech przeponowy, medytację czy techniki mindfulness. Wystarczy usiąść wygodnie, skupić uwagę na oddechu i pozwolić myślom swobodnie przepływać.
  • Stawiaj sobie realne cele – zamiast żyć w chaosie ciągłych obaw, spróbuj rozłożyć zadania na mniejsze kroki i systematycznie je realizować. Każde odhaczenie punktu na liście dodaje pewności siebie.
  • Rozwijaj pozytywny monolog wewnętrzny – przyłapuj się na negatywnych myślach typu „nie dam rady” czy „na pewno będzie źle” i zamieniaj je na łagodniejsze, bardziej realne, np. „może być trudno, ale spróbuję”.
  • Ustal granice w kontaktach – jeśli ktoś w Twoim otoczeniu wciąż zasypuje Cię katastroficznymi wizjami lub narzeka, naucz się asertywności. Zbyt duży napływ negatywnych komunikatów może potęgować Twój niepokój.
  • Ruszaj się i dbaj o ciało – regularna aktywność fizyczna obniża poziom kortyzolu i wspomaga pracę mózgu. Wybierz taką formę ruchu, która sprawia Ci przyjemność: spacery, jazda na rowerze, basen, taniec czy siłownia.
  • Notuj sukcesy i drobne radości – pod koniec dnia zapisz 2–3 pozytywne rzeczy, które się wydarzyły. Pomaga to przekierować uwagę na jasne strony życia, zamiast ciągle myśleć o zagrożeniach.

Pamiętaj, że przestanie się martwić nie oznacza wyrzucenia z głowy wszelkich myśli o problemach – to raczej nauczenie się, jak zarządzać niepokojem w sposób konstruktywny. Umiejętność ta przyda Ci się w wielu dziedzinach życia: w pracy, w domu, w relacjach, a także w dbaniu o własne zdrowie fizyczne i psychiczne. Jeśli czujesz, że samodzielne próby przynoszą zbyt małe efekty, rozważ konsultację z psychologiem lub terapeutą w nurcie systemowym. Razem przyjrzycie się Twoim relacjom, schematom myślowym i wypracujecie rozwiązania dopasowane do Twojej sytuacji.

Odwaga, by przyznać się do lęków i prosić o pomoc, nierzadko staje się punktem zwrotnym w walce z zamartwianiem się. Zrozumienie, że nie jesteś sam – że wiele osób zmaga się z podobnymi obawami – i że istnieją skuteczne metody zmiany, daje motywację do działania. Przestać się martwić nie znaczy żyć bez jakichkolwiek trosk, lecz potrafić zapanować nad nimi i nie pozwolić, by rządziły naszym życiem.

Życzę Ci powodzenia na tej drodze – każda mała zmiana w kierunku większego spokoju i pewności siebie to krok, który warto docenić. Pamiętaj, że w razie potrzeby możesz skorzystać z mojego wsparcia jako psycholog w nurcie systemowym. Wspólnie zadbajmy o to, by zamartwianie się nie odbierało Ci radości z codziennych chwil.

Opracowanie własne. Autor: Agata Wołoszczak-Kawa

Agata Wołoszczak-Kawa

Jeśli potrzebujesz wsparcia nie wahaj się sięgnąć po pomoc. Pierwszym krokiem często jest rozmowa z psychologiem lub psychiatrą. W moim gabinecie oferuję profesjonalne wsparcie dostosowane do indywidualnych potrzeb.

Wspólnie znajdziemy rozwiązania, które pomogą Ci odzyskać równowagę i radość życia.